Żniwa i dożynki dawnymi czasy
Całym naszym światem rządzą reguły. Tak jest dzisiaj, tak było i dawniej. Reguły ustalane przez ludzi, musiały być dostosowywane do niezmiennych praw przyrody. Ich współbrzmienie zapewniało pomyślność w wielu dziedzinach, zwłaszcza w rolnictwie. Od czasów prehistorycznych poprzez starożytny Egipt, początki dziejów nowożytnych i po czasy współczesne, wszystkie ludy i narody żyły wobec cyklicznie zachodzących przemian w przyrodzie, swoistymi zasadami, których stosowanie przynosiło korzyści.
W cyklu przeobrażeń przyrody, związanych z porami roku, zasady stosowane w rolnictwie miały swoją kulminację pod koniec lata. Wówczas cały roczny wysiłek, polegający na dbałości o dobry zasiew jesienią i wiosną a następnie o dobry wzrost roślin kończył się zebraniem plonów.
Im bardziej spojrzymy wstecz w obyczajowość ludową, tym więcej poznamy zwyczajów, obrzędów i wszelakich zachowań ludzkich, których zadaniem było zabezpieczenie i pomoc w uzyskaniu dobrych efektów ciężkiej pracy na roli.
Nie tak dawnymi jeszcze czasy żniwa, by dały korzystny wynik musiały być obwarowane odpowiednim zachowaniem uczestniczących w nich ludzi.
Do pracy w polu służyły sierp i kosa, używana przecież jeszcze do dziś. W niektórych regionach Polski do pierwszego koszenia ksiądz święcił kosy a kosiarze przygotowywali się starannie do rozpoczęcia dzieła. Ubierali się w czyste ubrania, kobiety przystrajały włosy w wianki zrobione z ziół. Na polu ustawiano się w szeregu, tyłem do słońca i poruszano w kierunku ze wschodu na zachód. Taki kierunek zapewniał dobry skutek pracy, tak jak pozorna wędrówka słońca po nieboskłonie wyznaczała właściwy rytm dla życia – początek i korzystne zakończenie.
Do pracy przy żniwach stawano gdy piały koguty. Pracowano od świtu do południa i po odmówieniu modlitwy „Anioł Pański” a następnie po godzinnej przerwie, żęto zboże aż do zmierzchu. O zmroku nie należało pracować, gdyż jak wierzono, wówczas można było łatwo paść ofiarą boginek albo topielców i diabłów, które szkodziły zdrowiu i uniemożliwiały wszelkie działania. Często także żniwiarze śpiący w południowej przerwie, byli atakowani, duszeni przez ubrane w białe szaty, przechadzające się południce. Zamieniały one dzieci na własne, chore lub porywały ludzkie, pozostawione bez opieki. Powodowały też u dorosłych różne boleści. W tym czasie grasowały także dziwożony porywające do tańca, który uskuteczniany w południowej porze mógł kończyć się, jak sądzono, nawet paraliżem i śmiercią. O dobre kontakty trzeba było starać się z płanetnikami (chmurnikami), którzy źle potraktowani, sprowadzali deszcz w czasie pracy.
Najlepszym dniem do rozpoczęcia i zakończenia żniw była sobota, dzień poświęcony Matce Bożej. Uważano, że wówczas pogoda powinna sprzyjać. Za korzystne dni uważano także wtorek i czwartek. Poniedziałek, zbyt blisko święta, nie był dobrym terminem a piątek traktowano wręcz za dzień feralny, przypominający mękę i śmierć Chrystusa, dlatego nie rozpoczynano tego dnia żniw ani innych poważnych prac polowych.
Gdy w XVII wieku rozpowszechniło się, w miejsce sierpów, ścinanie zbóż kosą, w większości regionów Polski pojawił się zwyczaj tzw. wyzwolin kosiarza. Dotyczył on młodzieńca, który po raz pierwszy przystępował do koszenia podczas żniw. Doświadczeni kosiarze bawili się jego kosztem, przystrajali go w zielone rośliny, tudzież wieniec na głowę i prowadzili z muzyką do dworu, gdzie właściciel dawał im poczęstunek lub pieniądze,.
Przed rozpoczęciem koszenia, w czterech rogach pola kładziono chleb, na ozdobnej serwecie, prowokując tym sposobem zboże, by przemielone w przyszłości na mąkę dawało smaczne pieczywo. Pierwsze kłosy, ścinane w pierwsze dni żniw, były traktowane z należytym szacunkiem. Właściciel ziemi – gospodarz lub dziedzic układał je na polu w kształt krzyża. Gdzieniegdzie pierwszy snopek zanoszono do domów i ustawiano pod krzyżem lub obrazem, gdzie czekał na zakończenie żniw chroniąc dom przed piorunami. Pod koniec prac żniwnych, dla przepiórek zostawiano w polu ostatnie kłosy. Kładziono pomiędzy nie kamień, a na nim sól i kawałek chleba z nadzieją, że te potrzeby rolnika w taki, magiczny sposób będą spełnione.
Zakończenie żniw nazwano dożynkami, dawniej wyrzynkiem, obrzynkiem, wieńczynami. Odbywały się one w pierwszy dzień jesieni, 23 września a im bliżej czasów współczesnych data ta przesunęła się w kierunku święta Matki Boskiej Zielnej, 15 sierpnia.
Święto to traktowano jako zapewniające urodzaj na cały przyszły rok, dlatego obfitowało ono w magiczne obrzędy. Jego historia sięga czasów pogańskich i jest związana z kultem bóstw urodzaju. Dla nich, na polu pozostawiano nieco nie zżętego zboża, spośród którego wyrywano wszystkie chwasty aby dar dla bóstw i wszelkich duchów był nieskazitelny i zapewnił ich przychylność na rok następny. Najważniejszym elementem tego święta był wieniec dożynkowy. Do jego wykonania używano pierwsze zebrane i przechowywane kłosy lub też ostatnie. Gospodarz wracajac z pola nakładał je na kosę i zanosił do domu, gdzie żona witała go wieczerzą. Wieniec splatany był najczęściej z kłosów żyta i pszenicy. Często wykonywano dwa, każdy z innego zboża. Dekorowano je kwiatami, owocami jarzębiny, bukszpanem, mirtem i gałązkami leszczyny, sitowiem, jabłkami, wreszcie kolorowymi wstążkami. Gdzieniegdzie na jego czubku umieszczano żywego ptaka – kurczaka, koguta, kaczkę albo figurki bociana, symbolizującego płodność. Kształt wieńca przypominał koronę, wito go na drewnianych lub wiklinowych obręczach. Tak przystrojone wieńce zanoszono w uroczystej procesji do kościoła, gdzie były święcone. Następnie, w czasach, kiedy właścicielami pól byli ziemianie, najlepsi żniwiarze w wieńcach na głowach, z muzyką szli do dworu by obdarować dziedzica i otrzymać od niego często sowitą zapłatę. Takie spotkanie kończyło się huczną, radosną zabawą. Wieńce pozostawiano do przyszłych zasiewów, wierząc iż ziarno z nich wrzucone w ziemię zapewni najlepszy zbiór.
Tradycja, dawne obyczaje, powoli ustępują lub przeobrażają się w nowe. Dożynki wspólczesne mają charakter religijnego i państwowego święta, podczas którego dożynkowy starosta i starościna wręczają, na dawny wzór, chleb upieczony z nowej mąki gospodarzowi dożynek. Jest nim albo kapłan albo przedstawiciel lokalnej władzy.
Inka Bogucka